piątek, 25 czerwca 2010

wakacje ze znakiem zapytania

od dziś jestem nauczycielem kontraktowym. zdałam.

koniec roku, więc temat na czasie, w internecie wrze: "nauczyciele nic nie robią, dostają bardzo bardzo dużo pieniędzy, drogich prezentów od uczniów z byle okazji i jeszcze mają wakacje, ferie itd" ... tia ...

uwaga, dementuję:

- roboty jest od groma
- użerania się ile bądź. i to i z uczniami jak i z rodzicami
- kasa za pół etatu nauczyciela stażysty w szkole prywatnej to 540 na rękę bez 4 groszy (to jest to bardzo dużo pieniędzy? bo ja mam inne na ten temat zdanie)
- dziś dostałam jedną różę. i to od ucznia, który przyszedł z innej szkoły 3 tygodnie przed końcem roku, nawet nie od całej klasy jednej czy drugiej, które uczę. więc gdyby "nowego" ucznia nie było, nie dostałabym NIC, nawet "dziękujemy"
- wakacje to ja mam, faktycznie. jak będę miała pecha to przedłużone. nie ma pracy, nie ma zasiłku dla bezrobotnych (staż trwa 9 m-cy więc mnie nie ogarnia)... wakacje...mhm ... czyli zęby w ścianę. jeśli to są wakacje to ja już wole ich nie mieć. zamienię się z każdym krzykaczem i półmózgiem twierdzącym że bycie nauczycielem to sielanka

co do wakacji innych nauczycieli to tak czy inaczej nie mają one nic wspólnego z 2-miesięcznym wylegiwaniem się. może, podkreślam, może wyjdzie miesiąc wolnego. ale to nie o to chodzi ile tego jest, bo dla pospolitego kretyństwa to i tak są 2 miesiące nic nie robienia, więc jakakolwiek próba polemiki pada i tak na ryj.

najmądrzejsi są ci, którzy biorą "poważne dane" ze strony choćby ministerstwa edukacji ... kupują wszystko bez cienia refleksji. kwoty jakie tam są podane jako oficjalne, może i są oficjalne, ale na papierze. bo aż wstyd im pisać ile nauczyciel naprawdę zarabia. wstyd! w kraju, w którym edukacja cieszyła się kiedyś dobrą opinią. nauczyciel jest dziś nikim, nic mu się tak naprawdę nie należy, o jakimś szacunku i prestiżu nie ma mowy.


tak, ktoś powie "trzeba było iść na ekonomię czy inne marketingi"... pff... błagam. poszłam do liceum z rozszerzonym angielskim, bo takie miałam zainteresowania, potem nkjo więc zdobyłam licencjat i mogłam już uczyć. i kuźwa, trzeba było. zamiast iść na tą magisterkę... teraz bym nie poszła. a w ciągu tych 3 lat, które zmarnowałam, tak zmarnowałam, na magisterkę tak się w tym kraju porąbało wszystko. czyja wina? moja? nie sądzę. takich jak ja są setki. ale kiedy prawie każda mamusia twierdzi "musisz mieć mgr bo bez tego będziesz zamiatać ulice" to jak miałam nie iść? tym bardziej, że życie studenckie jest super i kusi ... (studiów zaocznych nie uważam w ogóle za studia. czemu? bo wykładałam m.in w zaocznym liceum i wiem jakie są tam okrojone wymagania. i niech mi nikt nawet nie próbuje udowadniać, że tak nie jest). a tymczasem mam mgr i na dobrą sprawę innej pracy jak zamiatanie ulicy (choć i to niepewne) nie ma. po prostu rewelacja!

no więc jeśli ktoś tak strasznie zazdrości "sielankowej" pozycji nauczyciela zapraszam do spędzenia/obserwowania całego dnia z życia nauczyciela.


no a ja tymczasem, z moją górą pieniędzy jaką odłożyłam (bo przecież takich ilości jakie zarabiałam nie jest się w stanie wydać), rześka i wypoczęta (bo przecież NIC nie robiłam od września) jadę na całe 2 miesiące na wyspy kanaryjskie odpoczywać dalej. mmmm sielanka.

wtorek, 15 czerwca 2010

nieszczęścia chodzą parami

wszystko zaczęło się od nagłej śmierci mojego najukochańszego kota. odszedł i od tamtej pory moje życie to jakaś chora bajka, może raczej tragikomedia ... luby stracił prace, okazało się że dla mnie w szkole nie ma miejsca ... z każdym dniem jest coraz gorzej. nie pojedziemy na festiwal, nie mamy za co zapłacić za mieszkanie, za jakiś czas nie będzie za co ugotować obiadu.
a że mam tendencje sado-masochistyczne to oglądam zdjęcia Krzysia i ryczę.

JEDYNA dobra rzecz jaka stała się od śmierci Krzysia (8 IV) to to, że adoptowaliśmy Sznurka, 2-miesięcznego kociaka ze schroniska. mam nadzieję że jest całkiem zdrowy... oby. bo więcej nieszczęść już nie zniosę.

sobota, 12 czerwca 2010

sprawiedliwość ?!

tego już za wiele. wczoraj w rozmowie ze znajomymi wyszła taka rewelacja, że znajomej "ucięli 2000 z wypłaty" ... i ona się martwi jak to będzie .. kuuuuuuuuurwa mać! jej ucięli 2 tysiące i coś jeszcze ma, bo przecież tylko "ucięli", więc jest tego pewnie z drugie tyle... ja pierdole. a ja nie mam nic. i nie mam szansy! bo nie ma nawet połowy etatu dla mnie... ja nawet 2000 nie zarabiałam jeszcze w ciągu mego żałosnego życia... nie mówiąc już o tym, że mi ktoś taką kwotę "odcina" ...

sprawiedliwość w tym kraju już od dawna jest kurwą puszczającą się na prawo i lewo za m.in moje pieniądze.

napiszę sobie kartkę "mam 26 lat, wyższe wykształcenie i jestem bezrobotna" i usiądę na głównym deptaku w mieście. ciekawe ile bym uzbierała ?

mam naprawdę dość tego pojebanego kraju, tego prl-u w XXI wieku, tego syfu, tych pijaków i dzieciorobów, którzy dla państwa znaczą więcej niż ja czy mój luby. to jest po prostu jakaś żenada. ja tego w ogóle nie rozumiem: jak to możliwe, żeby młoda i mądra osoba była przez europejskie państwo zostawiona na pastwę losu podczas gdy pijaczków, którzy mają za co (caritas, mops, bezrobotne) chlać od 9.30 rano nie brakuje? jak to kurwa możliwe, ja się pytam?!

może powinnam zrobić sobie 5 bachórstwa żeby się mną państwo choć odrobinkę zainteresowało? bo wyciąga ta banda złodziei wstrętne brudne łapska po podatki, zusu, srusy i inne hujstwa, ale jak to mi trzeba pomóc to "mi się nie należy bo cośtam"... ja pierdolę.

- nie należy mi się zasiłek dla bezrobotnych bo robiłam 9cio miesięczny staż, a trzeba mieć przepracowany rok
- nie dostałam złamanego grosza z alimentów, ani z funduszu alimentacyjnego bo moja mama "za dużo zarabia" a ojciec jest nieściągalny

NIC MI SIĘ NIE NALEŻY W TYM PAŃSTWIE BEZPRAWIA WIĘC NIECH MNIE W DUPĘ POCAŁUJĄ I ODPIERDOLĄ SIĘ NA ZAWSZE OD MOICH PIENIĘDZY, KTÓRE LEDWO ZARABIAM.

niedziela, 6 czerwca 2010

cokolwiek

w sumie i tak prawie nikt nie czyta, więc co tam - dziś nie będzie cenzuralnie.

uwaga zaczynam. kurwa mać! po huj się człowiek uczy i jebie jakieś durnowatości pokroju łaciny na studiach by potem robić na pół etatu za 543,96 przez 9 miesięcy, a potem znowu zostaje bez grosza przy dupie?! zęby w gips i morda w kubeł. bo stażyście NIC nie przysługuje, mam żyć powietrzem.

"żyję w kraju, w którym każdy chce mnie zrobić w huja"

nie mam pracy, nie mam oszczędności (bo jak jeszcze zaoszczędzić z ww stawki?), nie mam wakacji, nie mam życia. bo co to za "życie" jak muszę liczyć każdą złotówkę, podczas gdy inni wykorzystali mnie już do granic?

mam 26 lat, wykształcenie wyższe, jest cała masa rzeczy jakie bym mogła robić, ale co? gówno! bo nie mam pleców, nie daję w łapę, nie flirtuję z grubasami na stołkach ... za to jestem atrakcyjna, pyskata i nie daję sobie w kaszę pluć ... huj z tym wszystkim. pojebany chory kraj.

chcę na festiwal, chce 5-dniowych wakacji i co? nie mam za co. bo mi się NIC nie należy. pojadę jak będę mieć 49 lat, może wtedy uda się coś zaoszczędzić.

przyszła teściowa mówi, że kiedyś się czegoś w końcu dorobimy ... ja w to nie wierzę. trzeba by obrabować bank i spierdolić za ocean by coś mieć. bo tu nic nie może się udać. wybranek stracił pracę, bo go chcieli zdegradować na robola na taśmie ... i co - ta sama historia: 26 lat, doświadczenie w kilku firmach (polskich i amerykańskich), wykształcenie wyższe ... i co? GÓWNO! bo tylko to mamy w tym jakże pięknym - kurwa mać - zasranym kraju.

a tymczasem 3-pokojowe wynajmowane mieszkanie i 2 koty na utrzymaniu ... o naszym życiu już nawet nie wspomnę. ja pierdolę.