czwartek, 29 lipca 2010

dorosłość ???

dawno nie pisałam. nie znaczy to, że nic mnie nie wnerwia.
wnerwiają mnie starzy znajomi.
wnerwiają mnie swoimi słitaśnymi fotkami ze ślubu, usg, fotkami "słoneczka" na nocniku, na kocyku, u mamusi, u tatusia ...

wnerwiają mnie ich "cenne" super rady na temat rozmów kwalifikacyjnych, na które to chodzę coraz częściej. otóż, mam się nie malować, ubrać "normalnie", wyjąć kolczyki ... kurna i co jeszcze? zrobić ewentualnemu pracodawcy masaż stóp?! błagam, przecież nie będę udawać kogoś kim nie jestem! wiadomo, nie chodzę na rozmowy w ekstrawaganckich ciuchach, ale rzeczach bardziej eleganckich z elementami mojego stylu.

kumpel daje mi rady jak mam się ubierać, a dopiero co tłukł death metal w garażu ubrany na czarno z długimi piórami. dosłownie z rok temu! i co się stało? nie mam pojęcia. to chyba z nudów. ożenił się z dzieciatą dziewczyną, z którą wg. mnie krótko się znają, już czekają na dziecko, remontują dom ... co, do cholery ja się pytam!? w rok taka zmiana? i takie tempo! a może to parcie na rodzinę facetów też łapie? a może to kolejna jakaś akcja buntownicza? naprawdę nie rozumiem ...

inna kumpela będzie się hajtać. przyszły mąż - ateista, ale będzie ślub kościelny, bo ona chce, bo tak była wychowana. Tylko że taka z niej katoliczka jak z koziej dupy trąbka. i ja się znowu pytam, po cholerę ci to? i znowu nie dostaję satysfakcjonującej odpowiedzi.

do diabła z ludźmi, którzy robią coś w życiu "bo wypada", "bo już czas", "bo taka jest kolej rzeczy". ooo nie, nie kupuję tego.
swoją drogą, ciekawe, czy na łożu śmierci też umrą, bo tak wypada i trzeba ... bo ja nawet półżywa będę walczyć, że wcale nie trzeba. umrę kiedy będę miała na to ochotę. kropka.