piątek, 14 stycznia 2011

"człowiek" - za dumnie to brzmi

szkoda, że mój głos tak mało się liczy.
szkoda, że pełno jest ludzi bez wyobraźni, którzy by tylko tłumaczyli, resocjalizowali i dawali kolejne szanse.
bo gdyby to ode mnie zależało, to KAŻDY kto znęca lub kiedykolwiek znęcał się nad stworzeniami słabszymi (czy to umysłowo czy fizycznie) dostałby kulę w łeb lub krzesło. bez względu na wiek, poczytalność czy motywy ...
szkoda, że to taki zdziczały kraj, gdzie można kotem rzucać o ściany, psu urwać głowę lub doprowadzić do rozjechania go przez pociąg. bo naprawdę wątpię, że kara będzie adekwatna do czynu. jakby to było dziecko, nie byłoby wątpliwości. a ja się pytam: jaka jest różnica między psem czy kotem a dzieckiem? bo dla mnie żadna. każde z tych stworzeń czuje ból, głód, zimno, miłość, przywiązanie... to czym one się różnią, do cholery? i błagam, niech mi tu nikt nie pierdzieli o duszy, bo coraz bardziej jasnym jest że człowiek, jako gatunek, jej nie posiada.
może to nie jest humanitarne z mojej strony, ale życzę tym "ludziom", którzy popisali się w ten sposób swoim "człowieczeństwem", żeby zdychali w najgorszych męczarniach i w końcu zdechli.

piątek, 3 grudnia 2010

kogo to obchodzi?

dawno nie pisałam ... nie mam czasu. zapieprzam, żeby do swojego zawrotnego tysiąca złotych pensji dorobić cokolwiek żeby godnie żyć.

wczoraj dowiedziałam się od pani dyrektor, że w szkole wcale nie chodzi o nauczenie dzieci bo cyt."kogo to obchodzi co oni umieją?" tylko o to, żeby zdali egzamin. a wiadomo, można zdać język obcy na 90% a i tak nie umieć dogadać się z obcokrajowcem na temat pogody... żenada.
tak więc od wczoraj uczę dzieci zdawać egzaminy, a nie języka angielskiego. tylko niech mi potem żadem rodzic nie mówi, że niczego nie nauczyłam, bo niestety nie mogę. to nakaz odgórny.

wtorek, 14 września 2010

wsparcie rodziny

http://wyborcza.pl/1,76842,8353981,Bagno_i_rusalki.html

przeczytaj i zastanów się jedna z drugą marząca o szczęśliwej rodzince jak z reklamy vizira, jaki może być twój facet jak go nie widzisz dla waszego dziecka.

i ktoś by powiedział, że "to teraz ojciec, ma syna, będzie odpowiedzialny i pokaże mu prawdziwe życie...". ojcowie bohaterów artykułu pokazali... aż za bardzo.


aż mi się przypomina fajne i adekwatne do tematu powiedzonko:
optymiści wierzą, że świat stoi dla nich otworem... realiści wiedzą co to za otwór.

sobota, 11 września 2010

sprawiedliwość w tym kraju to bujda

http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,8362354,Porazka_prokuratury__sprawa_psiego_smalcu_do_umorzenia.html


a o ile, k*rwa, zakład, że jak ruszę palcem dziecko w szkole to pójdę siedzieć na 10 lat?

jak - pytam - może być taka sytuacja, że widzieli i wiedzieli wszyscy a NIKT NIC nie zrobił? a te suki nadal robią co robiły? przysięgam na wszystko, że obdarłabym je ze skóry na żywca jakbym dopadła.

czwartek, 9 września 2010

wiek to nie wszystko

dzieciom wmawia się, że dorośli są mądrzy, odpowiedzialni i wszystko wiedzą najlepiej. a kto - pytam - morduje innych w imię wiary, pieniędzy czy ideologii? DOROŚLI. a dzieci, wiadomo, głupie to takie, bierze "przykład". i koło się zamyka.

kolejny przykład. bezmyślność. no chyba że bardzo polskie przekonanie, że "jak nie moje to mogę zepsuć, spalić, zniszczyć..." bo po co inni mają to mieć.
postawili w śmietniku kontenery na recykling. postały 2 dni. w nocy ktoś (COŚ) przyszło (nie mając najwyraźniej nic lepszego do roboty, jakiegoś płodzenia bachorów czy kradzieży) i spaliło nie dość, że nowiutkie kontenery to jeszcze pół śmietnika łącznie z drewnianą zabudową... i pytam - dziecko to było? na pewno nie.

życzę mu, żeby następnym razem sam się spalił. na wiór.

czwartek, 29 lipca 2010

dorosłość ???

dawno nie pisałam. nie znaczy to, że nic mnie nie wnerwia.
wnerwiają mnie starzy znajomi.
wnerwiają mnie swoimi słitaśnymi fotkami ze ślubu, usg, fotkami "słoneczka" na nocniku, na kocyku, u mamusi, u tatusia ...

wnerwiają mnie ich "cenne" super rady na temat rozmów kwalifikacyjnych, na które to chodzę coraz częściej. otóż, mam się nie malować, ubrać "normalnie", wyjąć kolczyki ... kurna i co jeszcze? zrobić ewentualnemu pracodawcy masaż stóp?! błagam, przecież nie będę udawać kogoś kim nie jestem! wiadomo, nie chodzę na rozmowy w ekstrawaganckich ciuchach, ale rzeczach bardziej eleganckich z elementami mojego stylu.

kumpel daje mi rady jak mam się ubierać, a dopiero co tłukł death metal w garażu ubrany na czarno z długimi piórami. dosłownie z rok temu! i co się stało? nie mam pojęcia. to chyba z nudów. ożenił się z dzieciatą dziewczyną, z którą wg. mnie krótko się znają, już czekają na dziecko, remontują dom ... co, do cholery ja się pytam!? w rok taka zmiana? i takie tempo! a może to parcie na rodzinę facetów też łapie? a może to kolejna jakaś akcja buntownicza? naprawdę nie rozumiem ...

inna kumpela będzie się hajtać. przyszły mąż - ateista, ale będzie ślub kościelny, bo ona chce, bo tak była wychowana. Tylko że taka z niej katoliczka jak z koziej dupy trąbka. i ja się znowu pytam, po cholerę ci to? i znowu nie dostaję satysfakcjonującej odpowiedzi.

do diabła z ludźmi, którzy robią coś w życiu "bo wypada", "bo już czas", "bo taka jest kolej rzeczy". ooo nie, nie kupuję tego.
swoją drogą, ciekawe, czy na łożu śmierci też umrą, bo tak wypada i trzeba ... bo ja nawet półżywa będę walczyć, że wcale nie trzeba. umrę kiedy będę miała na to ochotę. kropka.

piątek, 25 czerwca 2010

wakacje ze znakiem zapytania

od dziś jestem nauczycielem kontraktowym. zdałam.

koniec roku, więc temat na czasie, w internecie wrze: "nauczyciele nic nie robią, dostają bardzo bardzo dużo pieniędzy, drogich prezentów od uczniów z byle okazji i jeszcze mają wakacje, ferie itd" ... tia ...

uwaga, dementuję:

- roboty jest od groma
- użerania się ile bądź. i to i z uczniami jak i z rodzicami
- kasa za pół etatu nauczyciela stażysty w szkole prywatnej to 540 na rękę bez 4 groszy (to jest to bardzo dużo pieniędzy? bo ja mam inne na ten temat zdanie)
- dziś dostałam jedną różę. i to od ucznia, który przyszedł z innej szkoły 3 tygodnie przed końcem roku, nawet nie od całej klasy jednej czy drugiej, które uczę. więc gdyby "nowego" ucznia nie było, nie dostałabym NIC, nawet "dziękujemy"
- wakacje to ja mam, faktycznie. jak będę miała pecha to przedłużone. nie ma pracy, nie ma zasiłku dla bezrobotnych (staż trwa 9 m-cy więc mnie nie ogarnia)... wakacje...mhm ... czyli zęby w ścianę. jeśli to są wakacje to ja już wole ich nie mieć. zamienię się z każdym krzykaczem i półmózgiem twierdzącym że bycie nauczycielem to sielanka

co do wakacji innych nauczycieli to tak czy inaczej nie mają one nic wspólnego z 2-miesięcznym wylegiwaniem się. może, podkreślam, może wyjdzie miesiąc wolnego. ale to nie o to chodzi ile tego jest, bo dla pospolitego kretyństwa to i tak są 2 miesiące nic nie robienia, więc jakakolwiek próba polemiki pada i tak na ryj.

najmądrzejsi są ci, którzy biorą "poważne dane" ze strony choćby ministerstwa edukacji ... kupują wszystko bez cienia refleksji. kwoty jakie tam są podane jako oficjalne, może i są oficjalne, ale na papierze. bo aż wstyd im pisać ile nauczyciel naprawdę zarabia. wstyd! w kraju, w którym edukacja cieszyła się kiedyś dobrą opinią. nauczyciel jest dziś nikim, nic mu się tak naprawdę nie należy, o jakimś szacunku i prestiżu nie ma mowy.


tak, ktoś powie "trzeba było iść na ekonomię czy inne marketingi"... pff... błagam. poszłam do liceum z rozszerzonym angielskim, bo takie miałam zainteresowania, potem nkjo więc zdobyłam licencjat i mogłam już uczyć. i kuźwa, trzeba było. zamiast iść na tą magisterkę... teraz bym nie poszła. a w ciągu tych 3 lat, które zmarnowałam, tak zmarnowałam, na magisterkę tak się w tym kraju porąbało wszystko. czyja wina? moja? nie sądzę. takich jak ja są setki. ale kiedy prawie każda mamusia twierdzi "musisz mieć mgr bo bez tego będziesz zamiatać ulice" to jak miałam nie iść? tym bardziej, że życie studenckie jest super i kusi ... (studiów zaocznych nie uważam w ogóle za studia. czemu? bo wykładałam m.in w zaocznym liceum i wiem jakie są tam okrojone wymagania. i niech mi nikt nawet nie próbuje udowadniać, że tak nie jest). a tymczasem mam mgr i na dobrą sprawę innej pracy jak zamiatanie ulicy (choć i to niepewne) nie ma. po prostu rewelacja!

no więc jeśli ktoś tak strasznie zazdrości "sielankowej" pozycji nauczyciela zapraszam do spędzenia/obserwowania całego dnia z życia nauczyciela.


no a ja tymczasem, z moją górą pieniędzy jaką odłożyłam (bo przecież takich ilości jakie zarabiałam nie jest się w stanie wydać), rześka i wypoczęta (bo przecież NIC nie robiłam od września) jadę na całe 2 miesiące na wyspy kanaryjskie odpoczywać dalej. mmmm sielanka.